Ths Klika - Rowiesnicy lyrics
rate meZ pobliskich blokow, dwoch roznych domow
£aczy ich wiek, dzieli roznica pogladow
Ten pierwszy przyjmijmy lepszy
Umysl scisly, dryg do matematyki
W nauce dobre wyniki
Cichy jedynak, krepy i niski
Syn ojca posla, matki feministki
W szkole prace domowe odrabial wszystkim
No coz bywa na niego padlo
Zawsze znajdzie sie ktos w klasie - klasowe popychadlo
¦rednia 5.0, rece non-stop ujebane kreda
Zreszta z WF'u noga, podbite stopnie
W pilke to moze on i kopnie
W sieci na kompie nawet przewrotu w przod nie zrobi dobrze
Wyobraz sobie zawsze po szkole w domu na stole cieply obiadek
I zza oceanu mnostwo calusow, zabawek
Gum i czekoladek przesylal dziadek
Co chcial mial pod nos podane
Co sie stalo - za chwile, co bylo dalej?
O tym opowiem zaraz w kolejnym rozdziale
Ten drugi nie lubil chodzic do budy
Nie mial glowy chlopak do nauki
Z kazdego przedmiotu od gory do dolu w dzienniku same sztuki
Prace domowe, lektury, on nie mial czasu na takie bzdury
Jak malo ktory w jego wieku
Czlowieku dres markowy, oboz sportowy
Typowy obrotny dzieciak z podworka
Motorolli komorka, na chuj mu maturka?
Akurat, bo i po co mu to? obejdzie sie
Bez tego w zyciu tez bedzie mial syto
Imponowalo mu wszystko to co na lewo
£atwo i szybko da sie zalatwic
Dobrze sianem sypnac wystarczy tylko przeciez zaplacic
Na zas od razu z gory, po co sie martwic
Motac jak zdac, dostac promocje do nastepnej klasy
Nie pomagaly nagany, prosby mamy
Z kolezkami wagary, wolal w parku loic browary
[tylko tekstyhh.pl]
W tym czasie pierwszy sie nie ociagal
Glodny wiedzy zakuwal jak zly
Minely cztery lata dostal sie na studia
Ktoregos grudnia gdy z uczelni wracal wieczorem
Pod samym domem w bramie zaraz za rogiem
Dopadly go lobuzy z lomem
Z telefonem szybko raz dwa pozegnal sie
Doslownie zrownany z blotem, wylapal porzadny oklep
I chyba to bylo przelomem w jego zyciu, sytuacji zwrotem
On porazony jak gromem pod wplywem chwili
Trzeci rok politechniki, wydzial matematyki rzucil
Z sumieniem sie nie klocil dlugo
Postanowil zostac psem skurwiel
Chcial sie odkuc za tamten dzien
Za kazdy dzien swych niepowodzen
Cisza, noca ulica, bezdomny w kartonie kima
Obok kraweznika rozbita latarnia, srebrna klamka
Dzwiek otwieranego zamka, czarna sportowa Lancia
Odpalona z miejsca, spokojnie odjezdza
Pamietasz kolesia? jeszcze niedawno latal po osiedlu w dresach
Teraz stary wyga, grubsza ryba, na robocie nie dyga
No chyba, juma fury na zamowienie, niezle mu sie wiedzie
Apartament w miescie, spora suma na koncie
Obwieszony w zlocie tylko i wylacznie
Drogie kolorowe alkohole w salonie na stole
Lustro upierdolone w mace
Dobrze lubi dac po nosie, na jednej torbie maraton nocny
Nigdy sie nie konczy, wykozaczony w czlowieku z blizna
Jak a'la Al Pacino bunczuczny, coraz bardziej nerwowy i nierozwazny
W tym co robi, ostatniej roboty zeby nie fart i umiejetnosci
Na dolku u mostowskich o niski wymiar kary teraz by sie modlil
Pobladle swiatlo jarzeniowki, akta, papiery, dlugopis, olowki
Za biurkiem siedzi pies, wiesz kto to jest?
Ten lamus z podstawowki, pieprzona menda
Stara podwarszawska komenda (uuu) cos nie udala mu sie zemsta
Cale noce i dnie w aktach, dlubie w papierach
Mial chlopak kompleks to teraz ma lanca fuche frajera
Ten drugi natomiast w pewnym momencie sie obudzil
Nawrocil, wyszedl na ludzi, porzucil fach w ktorym swe rece brudzil
Jak to zwykle jest, w tej branzy bywa na ogol sami wiecie
Znudzilo mu sie tkwic w tym interesie
W ciaglym strachu, stresie zwlaszcza, ze mozna skonczyc w areszcie
Na jego szczescie poznal kobiete, poukladala mu we lbie
I teraz z nia spokojny zywot wiedzie
Nie wie tego nikt, nikt tego nie wie
Zycie plata figle, bardzo roznie moga sie potoczyc dzieje
¦miejesz sie, bo dobrze ci sie wiedzie
Uwazaj, jutro mozesz zamiatac smiecie
Nie wie tego nikt, nikt tego nie wie
Zycie plata figle, bardzo roznie moga sie potoczyc dzieje
¦miejesz sie, bo dobrze ci sie wiedzie
Uwazaj, jutro mozesz zamiatac smiecie