Syndesmo - Jutro umieram lyrics
rate meTak zes wywrozyl stary dziwaku
Ostrzegali ludzie - mowili nie wierz wrozbicie
W podartym plaszczu, w dziurawym kubraku
Jutro umieram ,jutro umiera wszystko
Tak jakos wyszlo, moja kochana
byle do rana slysze cie za soba piekna muzyko
Nie ma drugiego zycia..To moj 4 krok do nikad
Umieram tak mi smutno - to juz jutro
Wyprasowalam koszule ,okna zaslonilam
Opuszczam lek,pozory w ktorych to wszystko przezylam
Nieuniknionego nic powstrzymac nie moze
Bezimienny grob-aaa nie tak bedzie najgorzej
Zabieram ze soba tylko to co najwazniejsze
Najpotrzebniejsze - momenty najpiekniejsze
Pamiec o Tobie,wiecej nie zmiesci sie w grobie
Ostatnia kromka chleba, chocby najpowszedniejszego
W zaroslach ,gdzies na predce ostatni pocalunek
Ostatnie pozegnanie cos tak zupelnie zwyklego
Ostatni pojedynek,ust naszych fektunek
Caly wszechswiat ,cala mlodosc ,cale zycie mialam w garsci
czlowiek moze wszystko zaprzepascic
Ale cisza! Jutro umieram. Wolalabym dzisiaj!(...)
Po coz parady i lzy zaloby
Karz im nie zdzierac nakrycia z glowy
Wyrzuce, przeklne twe pamietniki
Gdy spytaja kim byl, powiedz ze nikim.
Strudzony dorozkarzu jest niebo nad nami
Niechciany dorozkarzu rzucaja w Nas kamieniami
My jutro umieramy - jak cudownie bola rany
Jak przyjemny jest glod ,ktory czasami odczuwamy
Bede tesknic za nocami przepelnionymi koszmarami
Ale umieram jutro,juz na mnie czekaja
Jeszcze tyle miejsc zostalo,ktorych nie widzialam
Jeszcze tylu ludzi ,ktorych nie pokochalam
Trumne juz wybralam, do niej mnie polozcie
I poniescie gdziekolwiek ,tylko prosze nie upusccie
Jutro umieram - Moja historia sie konczy
Chcialabym w to watpic,ciag dalszy nie nastapi
Nie bedzie suplementu ,niczyjego lamentu
Moje rece juz do was nie zapukaja,
Moje nogi juz podworka nie przemierzaja
Moje oko nie zobaczy, ucho nie uslyszy
Usta nie przebija tej piepszonej ciszy
Niech swit na szybie zatanczy wreszcie
Niosa mi gwiazdy- gwiazdy ktorych nie chce
Samotny jestem, nie w pore uczucie
Jutro umieram, juz tutaj nie wroce
Ty przemalujesz niebo, on mnie nie pozna wiecej
Wyrwali moje drzewo, juz sie wam nie odwdziecze
Po coz parady i lzy zaloby
Karz im nie zdzierac nakrycia z glowy
Wyrzuce, przeklne twe pamietniki
Gdy spytaja kim byl, powiedz ze nikim.
Jest tak pieknie, cudownie, przyjemnie
Jutro tez tak bedzie ale beze mnie
Zmysly posluszenstwa odmawiac zaczynaja
Ludzie tak szybko zapominaja, umieraja z kazdej strony
Tyle halasu o nic, bronic gonic stronic
Tak bym chcial jeszcze raz sie urodzic i wszystko nadrobic
jutro umietam, o to tu wszystko chodzi
Pogodzony, otumaniony, jutro umieram umieram umieram
To moja pokuta, w tych samych butach, murach, drutach
Rozpacz to nie rana kluta, dla niej smierc to sztuka sama w sobie
Odchodze, ide sam, nic nie zrobie
Bez skruchy, zalu bo nie zaluje
Bez zadosc uczynienia bo nie poskutkuje
Bez przebaczenia bo nie potrzebuje
Juz nie oponuje to zalobny tren
Tyle bym dal za jeszcze jeden dzien
To gangrena pokolenia, umieram od zmeczenia
Tyle juz bylo, tyle jeszcze moglo byc, teraz juz nic...
Po coz parady i lzy zaloby
Karz im nie zdzierac nakrycia z glowy
Wyrzuce, przeklne twe pamietniki
Gdy spytaja kim byl, powiedz ze nikim.