Pyskaty - Oszukac przeznaczenie lyrics
rate meMiala 7 lat i blizny dzieki matce, raj
to klub z selekcja, swiety Piotr zawrocil ja na bramce.
Widzi to w snach, klatka po klatce, zapomniec ciezko,
czasem bezsennosc to blogoslawienstwo.
Zreszta, moze tego Bog chce myslala pijac 7 kawe,
Nie lubila topic smutkow w wodce.
Wiedziala, ze tym razem efekt przyjdzie wkrotce,
a kofeina w walce z morfeuszem daje sukces.
Dzis wyszla z pracy pozniej, miala troche czasu,
gdy zobaczyla go jak stal po drugiej stronie pasow.
Wiesz jak jest, wystarczy jedno spojrzenie,
jej wystarczyl jeden gest, a juz wiedziala,
ze on jest jej przeznaczeniem.
Chyba czul to tez, na czerwonym zaczal isc w przod,
wyszlaby mu na przeciw gdyby strach nie spetal jej nog.
On szedl i patrzyl na nia jakby mowil znasz mnie jak z nut
i wtedy jakis woz strzaskal jego czaszke o bruk.
2.
Nigdy nie lubil jezdzic metrem, te oczy metne
ludzi wbite w niego jakby sie urodzil z jakims pietnem,
w miescie gdzie wszyscy gonia owczym pedem,
on czul sie jak intruz, chcial isc przez zycie wlasnym tepem.
Jedno jest pewne, zegar na stacji wybil siodma,
to juz kolejny raz jak spozni sie do pracy, trudno
i tak wypraw z Ursynowa na brudno mial dosc
gdy w poltora kafla brutto po studiach to zaden sos.
Nagle jakis glos z glosnika poprosil o spokoj,
mamy niewielka awarie, naprawa jest juz w toku,
On stracil cierpliwosc dosc juz mial tego tloku,
wolal autobus, nawet gdyby mial stac w korku.
Nazajutrz jak codziennie robil przeglad prasy,
tragedia w metrze, uszkodzony pociag wypadl z trasy,
wtedy pierwszy raz poczul jakby uciekl z trumny,
tytul brzmial: szesc ofiar, on mial byc siodmy.
3.
Patrzac w male okno sciete lekkim mrozem,
wspomniala czas gdy robila sobie bransoletki nozem,
Boze, prosze, nie kaz mi tak skonczyc,
to jak uciec smierci, a potem wyslac za nia list gonczy,
Patrzyla na niego jak saczyl gin z cola,
minal siodmy miesiac ich zwiazku jak zaczal pic sporo,
Wolala to, niz zyc solo
i gnic skoro zycie to dziwka, to celibat musial byc zmora.
Pierwszy wstrzas nadszedl gdy zamawial siodmy raz to samo,
ktos prosil Boga na glos, by wrocic do domu na noc,
stewardesa szepnela, nim stanelo jej serce,
a kapitan wciaz powtarzal, ze to zwykle turbulencje.
Nim kadlub pekl na pol jak arbuz ukazujac wnetrze,
pomyslala, ze nie znali sie nim w padli w smierci rece,
on nie pytal skad te blizny, czemu je zaslania swetrem,
a ona czemu on nigdy nie chcial jezdzic metrem.