Pono - Osaczony lyrics
rate meElo, hold, Pono, Wlodi jestem tu, rzeznia 2001
Ref.: Wytracony z rownowagi jest gotowy by zabic
Siega po dragi, mysli za co by sie napic
Zyjac w swiecie magii wszystko sie wali
Kolejny raz zycie daje ci popalic x2
[Pono]
Sa takie dni, gdy nic ci nie wychodzi, chodzisz zly
Probujesz sie pogodzic z tym by wyjsc na swoje
Paranoje, tez sie boje to jest to co czlowiek czuje
Gdy mu los zycie rujnuje
Odejmujesz, dodajesz, wypatrujesz okazji, klamiesz
Kombinujesz jak chcesz to nazwij, czujesz, ze jest zle
Potrzebujesz ratunku gdy dobija cie suma na rachunku
Wszystko idzie w zlym kierunku, lipa
Wszystko na rachunek wydal, mial za malo, biede wital
Gdy na zycie nie starczalo wybral przypal, bo co mu zostalo
Mowisz bandyta, bo nie wytrzymal z glodu
Zrozum, oprocz tego nie mial zadnego powodu
Ref.
[Pono]
Dajcie mu spokoj, niech sie kazdy odpierdoli
Kazdy chce byc wolny, nikt nie chce zyc w niewoli
To go boli, bo on chce zyc
Jak ma zyc jak mu zyc nie dadza
Nie wszyscy sobie radza, za to wszyscy placa, pytam za co
Za to, ze musisz siedziec, z dala gdy jointa odpala?
Za to, ze masz go za wandala?
Czy za to, ze ma spierdalac bo zadzwonil ktos po organ scigania?
Jest on Zipem z powolania, co go jara to nagrania
Tego prawo nie zabrania, wiec sie odpierdol
Daj mu spokoj, wokol same problemy
Osaczony przez hieny, nie splacony kredyt w mysl go rozprasza
Kolejny dzieciak na zla droge wkracza
Czy to oznacza, ze tez nie ma przyszlosci ten
Co nie ma w mlodosci nic, skazany na to by zyc jak pic
Na to by snic o tym jak byc by moglo
Szykuje sie do bitwy gdy wszystko zawiodlo
Chwyta sie brzytwy, wyciaga zadlo i kasi, ma dosyc
O nic nikogo nie bedzie sie prosic
Nie jeden skonczyc chcial by ze soba na jego miejscu
Dla nie jednego zycie by nie mialo sensu
Nie jeden by sie zesral, nikt tak zyc by nie chcial
Do dzis walczyc nie przestal, nic innego nie znal
Z gory zostal stracony, przyparty do muru
Osaczony bedzie walczyl az do bolu
Ref.
[Wlodi]
Wiedzial to tera Ulica to bestia, ktora dzieci swe pozera
Nie wybiera ziomkow, daje ale tez zabiera
Od cichego podilera dech mu zapiera
Przeciez to tez jest jego miejsce
W pelni swiadom czuje szczescie w pewnej grupie
Przy nastepnej walce, nowej probie
Pare osob w tlumie pomoc mu umie
Wyjac gwozdzie z wielu jego trumien
Nie zartuje z ulicznym syfem (uliczny syf)
Tu jestes Syzyfem co raz kolejny
Kamien beznadziejny toczy
Nie jeden dzielny skoczy z mostu
Da za wygrana tak po prostu
On z duma znosi czas kolejnego postu
Kleka i prosi o moc co nie zniknie
Nieuniknionego ziomus nikt nie uniknie
Krople prawdy lyknie wyslucha serca rade
Obsypany gradem wchodzacych mu w parade
Kontynuuje ta legende, rap nie jest bledem
Pod zadnym wzgledem, ze wstretem patrza
Dzieciaka nie wystrasza, on przez perypetie
Z ktorymi sie zetknie stanie sie silniejszy
Na stowe nie wymieknie i tobie zycze ziom
Zachowac sile ta przeciw wszom
Ze wszystkich stron gryzacych
Dobra elo, musze konczyc.