Miroslaw Czyzykiewicz - Tancz! - Parlando lyrics
rate megdzie sa dzisiaj Luba Cindy Agniecha (takie imiona przybieraly)
i wiecej nie wiedzialem nic, no - istny kicz.
Witch byla wsrod nich najlepsza, jak w powiesciach,
do niej wracalem najczesciej - co za szczescie, bezpieczna milosc z panienka
zawsze gotowa pod reka: po prostu placisz i masz
w wykwintnym rynsztunku, w najlepszym gatunku
posladki, piersi, twarz - tancz!
Mijaly sobie kiedys blogie dni, sobota za sobota
wciaz nie wiedziales czyja jest robota
strach przed kobietami i pieniedzmi twoj podrecznik
zawsze gotowa mial odpowiedz - coz slowo, slowa
tak jak nic potrafia stac sie tortury kaligrafia;
na szczescie inni martwia sie juz o to,
a twoja cnota jest niemilosiernie meski blask - tancz!
Czasem do ciebie pisze listy, choc ty na sposob oczywisty
wyroslas z tego, co juz bylo - milosc nietrwala jest, jak mawial
jeden z tych, co skradl twe cialo wtedy, gdy bylas jeszcze mala
dziewczynka z zapalkami, gotowa oddac sie za Chanel 5
czy cos z tych rzeczy, slusznie zaprzeczysz
mnie dzis niezmiernie cieszy fakt, ze wciaz odmawiasz nam spotkania,
ze sie tak wzbraniasz, uznania jestem pelen dla ciebie (zreszta sam juz nie wiem),
coz, w doli swej nie jestem sam - tancz!
Nieraz bezczynnie w parku siedze, staram sie sobie odpowiedziec
jakie motywy miales, Jezu, zeby tak skonczyc, wszak w pacierzu
owoc zywota pochwalony; chociaz bez zony, dzieci, trwalych srodkow
(trudno powolac sie na przodkow) zyles, wyrzec sie ciala, na smierc skazac
w konszachcie z Ojcem swoim, (Boze?) to przeciez gorzej byc nie moze
po takiej pieknej zycia drodze. Tak sie ustala kazda skale, ludzkie
cierpienie zna swa miare,
w tym sensie, moj ty slodki Jezu,
w Twoim imieniu po plemieniu „jakims tam" nie zostal dzis najmniejszy slad - tancz!
Pieniazki, pieniazki z raczki do raczki, z banku na czek. A niech to!
pieniadz, to dopiero temat, nawet sam Mesjasz byl na sprzedaz,
poemat rowniez wyjdzie niezly przy potencjale odpowiednim zer po przecinku,
kilka odcinkow o tym jak w krag triumfuje bzdet i gadzet;
genialny to jest wynalazek, jednoczy wszystkich w znojnym trudzie,
wszedzie gdzie pieniadz, tam i ludzie, a ci co w bankach
maja tlok, wzrok moga przykuc bez obawy do kazdej rzeczy,
albo nawet w oczy blizniego zajrzec mimochodem jakby w istocie
swej banknotem byl i niczym wiecej - panowie, szybciej, ruszac sie, w kolejce
na wolny etat, czyste rece, sad tez wydatki ma i kat - tancz!
Zzyma sie czesto (tez mi mestwo) jeden z drugim
na te epoke, powiedzcie jak jej dosyc mozna miec,
gdzie spojrzec krew i kleski zywiolowe (ciekawe co dzis, klecho, powiesz)
i wszedzie smierc zaglada w oczy,
no zeby tak psioczyc, tak wybrzydzac, to przeciez wszystko palce lizac,
zwlaszcza wieczorem przed telewizorem.
Na wytartych schodach, pod niebem starym jak slonce
stoje - popoludnie gorace pulsuje;
tak sie zaczyna kazda misja,
znalezc czlowieka, swoja przystan,
urzadzic po swojemu fragment swiata,
zbratac sie z nim (tak czyn)
i nie zalowac slowa dobrego,
madrego slowa, po drogach wedrowac,
zrobic co tylko sie da, az sie dopelni czas.
Tancz!