Grzegorz Turnau - Bracka lyrics
rate mez nieba spadl wielki woz
przykryl drogi pola i lasy
mysli zmarzly na lod
dobre sny zmorzyl glod
lecz przynajmniej sie mozna przestraszyc
na poludniu juz skwar
miekki puch z nieba zdarl
kruchy pejzaz na piasek przepalil
jak upalnie moj boze
lecz przynajmniej byc moze
wreszcie bysmy sie tam zakochali
a w krakowie na brackiej pada deszcz
gdy koniecznosc istnienia trudna jest do zniesienia
w korytarzu i w kuchni pada tez
przyklejony do sciany zwijam mokre dywany
nie od deszczu mokre lecz od lez
na zachodzie juz noc
wciagasz glowe pod koc
raz zasypiasz i sprawa jest czysta
dlonie zaplec i zloz
nie obudzisz sie juz
lecz przynajmniej raz mozesz sie wyspac
jesli wrazen cie glod
zagna kiedys na wschod
nie za dlugo tam chyba wytrzymasz
lecz na wschodzie przynajmniej zycie plynie zwyczajnie
slonce wschodzi i dzien sie zaczyna
a w krakowie na brackiej pada deszcz
przemeczony i senny zlew przecieka kuchenny
kaloryfer jak mysz sie poci tez
z gory na dol kaluze przeplywaja po sznurze
nie od deszczu mokrym lecz od lez
bo w krakowie na brackiej pada deszcz
gdy zagadka istnienia zmusza mnie do myslenia
w korytarzu i w kuchni pada tez
przyklejony do sciany zwijam mokre dywany
nie od deszczu mokre lecz od lez
bo w krakowie na brackiej pada deszcz
bo w krakowie na brackiej pada
pada deszcz
pada deszcz
Slowa: Michal Zablocki