Flexxip - Wlasny wstyd lyrics
rate meTy Ukrywajac przy tym zawsze swoj wlasny wstyd
A wiesz kazdy z nich poprostu boi sie prawdy
Pokazujac jaki swiat jest niby zabawny
Kiedy oni z gory patrza na to co robisz
Ty Ukrywajac przy tym zawsze swoj wlasny wstyd
A wiesz kazdy z nich nie wie czym jest dzis
Nie wie kim jest dzis, nie wie nic
Czy odnajde sie na etapie, na ktorym sie znalazlem
Ten paradox jest toksyczny jak asbest
Widzisz byl czas kiedy mialem tego dosc juz
Zaniedbalem wiare zaczalem omijac kosciol
Zaczalem popijac z tymi co ciagle pija
Gdzie jest cud, gdzie jest moj ojciec Pio
W ogule to gdzie jest moj ojciec...to pytanie
Raz na jakis czas zadawala mi ktoras z panien
Samiec zawsze podobno wdaje sie w ojca
Mowia on zostawil to Ty tez bedziesz odtracac
Autor, dobra idz z tym ktos powiedzial
Ten numer bedzie zbyt autobiograficzny
Jebac to, Hip-Hop jest jak lustro
Wiec czy mam cos do ukrycia tak mam mnostwo
Ale niektorzy z nich musza w koncu zalapac Ze nie zawsze jestem
Ten Typ rozesmiana japa Kiedy oni z gory patrza na to co robisz
Ty Ukrywajac przy tym zawsze swoj wlasny wstyd
A wiesz kazdy z nich poprostu boi sie prawdy
Pokazujac jaki swiat jest niby zabawny
Czasem czuje sie jakby w oszustwie samego siebie
Mysli zatrute gniewem po podstawowce w tym gownie siedze
Kolejna sztuke mam lecz rzuce ja lub ona mnie
Uczucie utknelo w szponach serc
Jebac to przeciez sa jeszcze ziomki rap i niunie
A szkola ksiazki, kosztem rap zapisuje kosztem
Znow 48 jazwa do kartotek A potem kolejny blit pob blokiem
By wieczorem dzis byc na topie
Wieczorem miec hajs i laski
A rano znow bac sie ze wydalem hajs pracodawcy
Tak, kurwa... wiesz jednak nie moge sie z tego wyrwac
Nie moge wytrzymac bez hajsu ale potrafie to przyznac
Nie rozumiesz co mowie... Mowie prawde..
Nie rozumiesz rzeczy ktore mnie bola...
Nie jestem bez winy wiec rymami placze...
Lecz czy placza inni??...
Zwykle slysze wez to wydus, przyznaj sie do bledu
Do wlasnego wstydu z zeszytow
Spowiadany przez rap, przez ten tytul
Z okresu za ktory place teraz drogo
Rozliczajac sie z nim chce odebrac go blokom
Kokon zbudowany z cegly ktoremu szczeniak
Ulegl by narzucic sobie styl myslenia
Waskie horyzonty, zawsze skory na jointy
W takiej skali ze czasem zapominalem to palic
Zwykle w klatkach i przejsciach wyklety
W tym samym miejscu kochany synek
Ktory klamstwo wrzuca w rodzine
To odcinek kiedy to latwo wpadalem w furie
Nazywajac tego ch chcial zmian durniem
Dzis juz dawno po dzwudziestce chlopak
Na szesnascie wyglada moja garderoba
A mentalnie podbicie do trzydziestki
Kiedy oni z gory patrza na to co robisz Ty
Ukrywajac przy tym zawsze swoj wlasny wstyd
A wiesz kazdy z nich poprostu boi sie prawdy
Pokazujac jaki swiat jest niby zabawny
Kiedy oni z gory patrza na to co robisz Ty
Ukrywajac przy tym zawsze swoj wlasny wstyd
A wiesz kazdy z nich nie wie czym jest dzis
Nie wie kim jest dzis, nie wie nic