EXTREME

EXTREME - Cos od siebie lyrics

rate me

teraz wjezdzam z rymem do atmosfery,

plery oslania mi sam Jim Carrey,

a ja umiejetnie skladam litery,

jak gwiazdy slowa do kamery,

ja pierdole ich Porshe Carrery,

i ich kariery zawodowe,

ja mam nadzieje ze nie spotkam sie nigdy z glodem,

i slowem chcialbym poruszyc ten swiat czlowiek,

chociaz to wiem ze musialbym byc bogiem,

w moich ustach zywy ogien,

plonie na codzien i nigdy nie przygasa,

a w rekawie trzymam asa,

bo w rapie liczy sie klasa,

a nie jak w tych czasach kasa,

rasa i zeby byc gdzies na wczasach,

albo zeby pod jezorem trzymac kwasa,

a przeciez niektorzy spia po lasach,

nadzieja w nich wygasa,

marzenia eksploduja jak rakiety w NASA,

czemu o tym nie napisze prasa,

ze ludzie w gownie sa do pasa,

tylko ze gwiazdy na tarasach,

przezywaja kolejnego kaca,

a gdzie jest w tym kraju praca?

tam gdzie sie postarasz,

powie Ci rzad, na niego haram,

bo podatki to zwykly haracz,

chcesz robote? to pedz bimber od zaraz,

tylko potrzebny Ci garaz,

pozniej jest dwu letni baraz,

bo nie doczekasz pierwszej wyplaty,

a juz psy za prace wpierdola Cie za kraty,

jestes uczonym tez dostaniesz od zycia baty,

chyba ze u taty znajomosci i bogate chaty,

ale i tak to przez szmaty,

nieomina Cie mandaty,

i na komendzie katy,

to dwa swiaty,

jeden piekny, stworzyly go VATy,

drugi brudny, gdzie przyglodzone malolaty,

i nic poza tym,

teraz cos od siebie daje,

mam 16 lat i na imie Marek,

slaba mam wiare,

ale mam zaufanych ludzi stale,

jebie mnie jakie po drugiej stronie sa medale,

moze nieuwierzycie ale u mnie znakomicie,

bo stale pcham swoje zycie dalej,

ze specialem na tym bicie,

extreme czyli marzyciel,

spale blete i nigdy nie cheftne,

czuje sie wtedy jak Hugh Heffner,

to jest pewne,

ze zaraz ziewne,

pozdrawiam krewne,

i moich braci,

bo ich nigdy sie nie traci,

nawet jak zycie Ci wyplaci,

i nasrasz ze strachu do gaci,

brat pomocna reke da Ci,

chyba ze sie zeszmaci,

jak kilku juz , na to klade nacisk,

i chuj na to klade,

pierdole falszywosci parade,

co sie nie stanie dam sobie rade,

nawet jak bedzie mnie czekal spadek na zadek,

chcialbym dac teraz tu rade,

ale nigdy takich nie sluchalem,

przez zycie sam zapierdalalem,

chociaz nieraz mnie nazwano chamem,

glowy w kaptur niechowalem,

od wpierdolu nigdy nie uciekalem,

chociaz sie balem,

to swoj honor zawsze mialem,

i nie kleklem przed nikim,

chociaz nieraz wdeplem w wlasne siki,

nieraz bliski zalamania wlasnej psychiki,

ale pisze dla publiki,

pierdola mnie wierszyki o mnie,

i slowa na temat krytyki,

nieprzytomnie obserwuje ekraniki,

i latajace wkolo nozyki,

albo hajsu pliki,

ciagle slysze krzyki,

"KURWA JUZ NIEMOGE S£UCHAAE TEJ MUZYKI"

ale ja mam na to wyjebane,

moje serce w rapie zakochane,

a slowa dla publiki,

mam do tego rapu sterowniki,

jak w nim utoniesz nie pomoga Ci ratowniki,

bo mnie nie otruja nawet arszeniki,

nie udusze sie powietrzem z galaktyki,

tylko nie zabraniaj mi sluchac tej muzyki.

Get this song at:  amazon.com  sheetmusicplus.com

Share your thoughts

0 Comments found